Raz… dwa… trzy… do rodziny trafisz… Ty!
Pod wyżej wymienionym tytułem ukazała się książka Beaty i Wiesława Dołęgowskich. Oboje są działaczami społecznymi mającymi na uwadze dobro osamotnionych dzieci w Polsce. No i właśnie o tym jest ta książka – o sytuacji w domach dziecka, adopcjach i przede wszystkim o losach małych, pokrzywdzonych dzieci.
Beata Dołęgowska, szefowa fundacji Dziecko Adopcja Rodzina, zwraca uwagę na fakt, że nie tyle polskie prawo kuleje, co jego zbyt swobodna interpretacja dokonywana przez ośrodki adopcyjne. W Polsce nadal niełatwo jest adoptować dziecko. Rodzice oczekujący na adopcję potrzebują niezwykle dużo determinacji i samozaparcia, by dobrnąć do końca biurokratycznych procedur. Częstokroć przyszli rodzice zdążą wylać dużo łez, nim w ich domu pojawi się zaadoptowany maluch. Przyczynia się to do sytuacji, w której omijane jest prawo. I trudno winić za to rodziców. Autorka książki porusza też kwestię tego, że dziecko może adoptować osoba samotna, ale ma do przejścia iście cierniową drogę.
Ośrodki adopcyjne mogą wiele przepisów dowolnie interpretować. Co ośrodek, to inna procedura adopcyjna i inna interpretacja. Panuje tak dowolna interpretacja, że ludzie chcący adoptować dziecko czują się sponiewierani przez ośrodki. Dlatego dochodzi do omijania prawa – tak funkcjonowanie systemu adopcyjnego kwituje Beata Dołęgowska.
A historie maluchów z domów dziecka są szczególnie wzruszające i przejmujące. To bezbronne, małe istoty często traktowane bezdusznie, bo takie są machiny biurokratyczne czy też zwykła ludzka bezduszność. Mały Antoś, kiedy miał 3 miesiące został rzucony o ścianę przez pijanego ojca i przeżył, naprawdę chyba cudem. Tymczasem mały Janek przez trzy lata penetrował śmietniki i pijackie meliny z bezdomną matką, dopóki nie trafił do jakiś normalnych warunków w domu dziecka. Natomiast Adaś przez wiele lat notorycznie uciekał z kolejnych domów dziecka, aby wracać do tego swojego pierwszego „domu”. To naprawdę bardzo poruszająca książka!