Gadżet w aucie? Uwaga na mandaty!
W Polsce liczba aut osiągnęła europejski poziom – na każdych dwóch Polaków przypada statystycznie jeden pojazd („DGP 2012”). Pojazdy już mamy. Teraz przyszła kolej na troskę o cztery kółka. Nie każdego stać na przesiadkę na „lepszy model”, ale coraz większa rzesza osób decyduje się wzbogacić swój pojazd o gadżety. Jedne budzą zazdrość, drugie śmiech, jeszcze inne mogą wpakować kierowcę w niezłe tarapaty.
Jeszcze kilkanaście lat temu samochodowym gadżetem numer jeden były zapachowe choinki i pieski bujające główkami. Koszt niewielki, efekt najczęściej też. Wolny rynek zrobił swoje i szybko odpowiedział na zapotrzebowanie rodaków. Dziś zmotoryzowani mogą uszczęśliwić swój pojazd i siebie całą masą zawieszek, urządzeń i przedmiotów. Chodzi tu o kaprys czy wygodę kierowcy? Bywa z tym różnie.
Mandat za pluszowego misia
Pieski kiwające łebkami nadal trzymają się mocno choć dziś można przebierać w ich rasach i nabyć na przykład mopsa. Koszt takiej zabawki kształtuje się w granicach 10 zł. W ofercie znajdują się też zawieszki na lusterka przybierające kształt kostek do gry czy maskotek kosztujących od kilkunastu złotych wzwyż. Nie wolno jednak tracić głowy i przesadzać z rozmiarem wiszących pluszaków. Kierowca powinien mieć zapewnioną dobrą widoczność i swobodny dostęp do układu kierowania. W przeciwnym razie kierowcy nie tylko spowodowanie wypadku, ale także mandat w wysokości nawet 500 zł. Niektórzy inwestują w śmieszne naklejki czy tablice na zderzaki z hasłami w stylu „Robim co możem”. Ich zakup to kwestia kilku złotych. Warto zwrócić uwagę, gdzie przyczepiamy takie przedmioty. Policjantów z pewnością nie rozbawi napis zasłaniający na tablice rejestracyjne czy światła. Taki wybryk może sprowadzić na kierowcę mandat w wysokości 50-200 zł.
Gadżet zarobi na waciki
Osobną i raczej droższą grupę produktów stanowią gadżety elektroniczne. Dla osób prowadzących aktywny tryb życia przydatny może okazać się alkomat. W zależności od modelu jego cena waha się od 80 do nawet kilkuset złotych. Niektórzy kierowcy próbują też „oszukać przeznaczenie” i kupują antyradary, aby uchronić się od mandatu. To jednak pułapka. Stosowanie antyradarów w Polsce jest zabronione – dozwolone jest najwyżej ich posiadanie. Wydatek nawet 4 tys. złotych może pójść na marne – przynajmniej na terenie naszego kraju. Istnieją też inne, bezpieczniejsze rozwiązania. Aplikacje na smartfony podbijają serca kierowców i pomagają im na trasie np. ostrzegając przed fotoradarami. – Z takiego rozwiązania chętnie korzystają kierowcy, którzy posiadają monitoring pojazdów Flotis Mobile – Dawid Nowicki z FlotisMobile.pl – Nasza aplikacja do zarządzania flotą posiada funkcję asystenta kierowcy, który powiadamia go o kontrolach policji, fotoradarach i innych drogowych niespodziankach – dodaje Nowicki. Jak widać współczesne gadżety mogą dbać nie tylko o samopoczucie, ale też finanse swojego właściciela.
Praktycznie tanio
Zupełnie inną kategorię gadżetów stanowią praktyczne przedmioty, które uprzyjemniają korzystanie z pojazdu, a przy tym są tańsze niż większość elektroniki. Zaliczyć można do nich na przykład uchwyty do telefonów (od 25 zł), designerskie skrobaczki z wbudowanymi rękawicami (ok. 10 zł i więcej) czy specjalne nakładki na siedzenia robiące za przenośne szafki-organizery, będące często atrakcją dla najmłodszych pasażerów. Najtańsze z nich zubożą portfel o minimum 20 zł, najpopularniejsze modele to już kwestia ok. 40 zł. Interesującą propozycją są także pokrowce na zagłówki, które mogą przybrać barwy ulubionej drużyny piłkarskiej. Koszt ich zakupu w zależności od wzoru zaczyna się od kilkunastu złotych.
PR
LA