Wzgórze młynarza
„Wzgórze młynarza” to książka w jakimś sensie zaskakująca. Prosta z pozoru opowieść o miłości, tylekroć już powtarzana przez wielu autorów tym razem, jeśli się w nią uważnie wczytać, odbiega od tego schematu. Jest to bowiem w gruncie rzeczy historia miłości dwojga dojrzałych, i to bardzo, ludzi. Miłość tych, którzy dawno już przekroczyli pięćdziesiątkę nie jest przecież, tak raczej zwykliśmy uważać, warta pochylenia się nad nią.
Stare kobiety, a tak przecież często myślimy o tych niespełna sześćdziesięcioletnich, są przecież nieatrakcyjne, by nie powiedzieć brzydkie, a ich rówieśnicy mężczyźni – grubi, spoceni i z zadyszką. K.P. Łabenda w swoim „Wzgórzu młynarza” przekonuje nas, wierzę, że skutecznie, że tak nie musi być i nie jest.
To, że Piotr Bonerski i Małgorzata Perkowsky, bohaterowie tej opowieści, mają już większą część życia za sobą nie ma żadnego znaczenia. Odnaleźli się po latach rozłąki ( o niej Autor pisał w swojej wcześniejszej powieści „Pierścionek z cyrkonią”) i teraz chcą cieszyć się każdą wspólną chwilą. Los bywa jednak okrutny. Czasem drażni go ludzkie szczęście i ów los czyni wszystko by je zniszczyć. Tak jest i tym razem. W życie Piotra i Małgorzaty wkracza Katarzyna – piękna studentka i asystentka Piotra, chorobliwie w nim zakochana. Ta chora miłość sprawia, że w scenie końcowej pada strzał z pistoletu. Kula trafia Bonerskiego w pierś.
Zachęcam do przeczytania „Wzgórza młynarza”, do krótkiej refleksji nad miłością dojrzałą, do przeżycia wzruszeń jakich ta książka może dostarczyć.