Antymandatowe sztuczki kierowców
Najlepszym sposobem na uniknięcie mandatu jest jazda zgodnie z przepisami. Wielu kierowców deklaruje jednak, że w naszym kraju ciężko jest jeździć nigdy ich nie naginając. Przekraczanie prędkości jest nagminne, bo jej ograniczenia nie zawsze ich zdaniem są konieczne w danym miejscu. Do tego dochodzi kwestia fotoradarów, których przy naszych drogach powstaje coraz więcej, a zasadność ich ustawiania także budzi wątpliwości i nasuwa pytania o to, czy na pewno chodzi o bezpieczeństwo, czy może o łatanie budżetu. Kierowcy uciekają się więc do różnych trików mających ustrzec ich przed mandatami. Tyle tylko, że niekoniecznie są to sposoby skuteczne i legalne.
Rolety, liście i płyty CD
Rolety montowane przy tablicach rejestracyjnych rzekomo zasłaniają je w ciągu dwóch sekund. Jakiś czas temu wywołały burzę ukazując się w gazetce reklamowej znanej w Polsce sieci sklepów. Okazuje się jednak, że ich zakup i posiadanie jest całkowicie legalne. Natomiast z legalnością korzystania z nich bywa już różnie. Zależy czy celem jest oszukanie fotoradaru czy jak sugeruje producent – jedynie ochrona tablicy przed zabrudzeniem… Są też tacy kierowcy, którzy preferują nieautomatyczną opcję zasłaniania tablic, używając tego co jest aktualnie pod ręką np.śniegu, błota albo liści. Amatorzy tego typu trików muszą jednak liczyć się z tym, że za zasłanianie tablic rejestracyjnych można zapłacić mandat w wysokości do 500 zł. Nie wszyscy posiadacze takich rolet pamiętają też o tym, że mogą zostać zidentyfikowani nie tylko dzięki tablicom, ale również nalepkom na przedniej szybie auta. O ile z zasłonięcia jednego z elementów możnaby się jeszcze jakoś funkcjonariuszowi wytłumaczyć, o tyle w przypadku obu jest to już mało prawdopodobne.
Niektórzy kierowcy sa przekonani, że przed mandatem może uchronić ich zawieszenie przy lusterku płyty CD. Miałaby ona odbijać błysk flesza z fotoradaru, tym samym uniemożliwiając uwiecznienie pojazdu na fotografii. Podobną funkcję rzekomo spełniają specjalne aerozole do tablic rejestracyjnych, które mają tworzyć na nich powłokę odbijającą światło. Okazuje się jednak, że jest to sposób nieskuteczny, a do tego stwarzający zagrożenie dla innych uczestników ruchu. Fotoradary są bowiem „uodpornione” na działanie
światła odbitego. W przeciwieństwie do kierowców nadjeżdżających z naprzeciwka, których błyskające płyty CD mogą oślepić, prowadząc do utraty panowania nad kierownicą, a w konsekwencji do wypadków.
Trochę elektroniki
Do popularnych metod walki z mandatami należą antyradary. W niektórych krajach korzystanie z nich jest dozwolone i traktowane wręcz jako środek zapobiegający wypadkom. A to dlatego, że skutkują ściągnięciem nogi z gazu w pobliżu fotoradarów, które z założenia ustawiane są w miejscach niebezpiecznych. W Polsce jednak korzystanie z takich urządzeń jest zabronione i może skutkować mandatem lub aresztem. Legalny jest jedynie zakup i przewożenie antyradaru, ale w stanie niegotowym do użytku. Mimo to niektórzy kierowcy decydują się na kupno takiego gadżetu. Antyradary kosztują od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych. Podobnie jak inne tego typu urządzenia – jammery (zagłuszacze). Namierzają one z dużym wyprzedzeniem i zagłuszają działanie laserowych urządzeń pomiarowych drogówki. Skuteczność jammerów jest jednak wątpliwa, a do tego policjant, który nie będzie mógł odczytać pomiaru dla danego pojazdu najprawdopodobniej go zatrzyma, a więc kierowca uzyska efekt odwrotny od zamierzonego.
A może da się legalnie?
Zmotoryzowani mogą korzystać także z legalnych alternatyw dla antyradarów jak CB-radio czy komunikatory dla kierowców w formie aplikacji na telefony. Używanie ich nie jest niezgodne z prawem ponieważ nie wykrywają one działania policyjnych urządzeń pomiarowych, ani tym bardziej nie wywierają wpływu na wynik pomiarów. Opierają się po prostu na komunikacji między kierowcami. To czy zostaniemy powiadomieni o danym zdarzeniu zależy w dużej mierze od tego czy inny posiadacz aplikacji jechał przed nami tą samą
trasą. Nie trzeba więc obawiać się ewentualnej konfiskaty telefonu. Najpopularniejszymi aplikacjami tego typu są Yanosik, NaviExpert oraz Speed Alarm. Korzystanie z nich może wiązać się z opłatami jak w przypadku dwóch ostatnich – należy bowiem wykupić abonament miesięczny (od ok. 9 do 30 zł) lub roczny (od ok 40 do 200 zł). Yanosik z kolei jest darmowy, a jedynym kosztem związanym z używaniem aplikacji jest po prostu transfer danych – działanie online jest konieczne, aby móc przekazywać aktualne informacje o sytuacji na drodze. Nierzadko aplikacje takie oferują też inne opcje, jak wytyczanie optymalnej trasy w oparciu o informacje o robotach drogowych i korkach. Zainteresowanie taką formą ostrzegania się dynamicznie rośnie. Spory w tym udział ma wzrost liczby sprzedawanych w Polsce smartfonów, umożliwiających pobieranie różnorodnych aplikacji, a także coraz atrakcyjniejsze cenowo pakiety
internetowe.
PR
AF