Reprezentacyjny listopad na plus
Reprezentacja Polski w piłce nożnej udanie zakończyła swoje zmagania w 2016 roku. Najpierw po błyskotliwej grze ograła w Bukareszcie Rumunów 3:0, a następnie w mocno przebudowanym składzie zremisowała ze Słowenią 1:1. Co te wyniki oznaczają dla Polski oraz w jakich humorach powinniśmy oczekiwać kolejnych spotkań o punkty?
Bukareszt zdobyty!
Eksperci blogów piłkarskich, takich jak Sportowy Ring, przewidywali, że spotkanie wyjazdowe z Rumunią będzie jednym z najcięższych, a jednocześnie najważniejszych meczów tych eliminacji. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego wiedzieliśmy, że Czarnogóra niespodziewanie uległa w Erewaniu Armenii 2:3, co było dla nas pomyślnym rezultatem. Spodziewając się, że Dania raczej wygra u siebie z Kazachstanem, który na wyjazdach nie błyszczy, musieliśmy wygrać, by przezimować na pozycji lidera, z trzypunktową przewagą nad Skandynawami. Okazało się, że niespodzianki w Kopenhadze nie było – Duńczycy odprawili Kazachów w stosunku 4:1, a my… zagraliśmy prawdopodobnie najlepszy mecz tych eliminacji (jak dotychczas).
Osłabieni brakiem Arka Milika Biało-Czerwoni przystąpili do tego meczu z jednym napastnikiem w składzie, którym był rzecz jasna Robert Lewandowski. Za jego plecami miał operować Piotrek Zieliński, na skrzydłach bez zmian – Grosicki z Błaszczykowskim, środek pola zabezpieczali Krychowiak z Linettym, a w obronie żelazne ustawienie – Jędrzejczyk, Pazdan, Glik, Piszczek. W bramce zobaczyliśmy Łukasza Fabiańskiego.
Spotkanie zaczęło się dla nas bardzo dobrze. Od początku graliśmy odważnie, kontrolowaliśmy przebieg gry, a w 11 minucie potwierdziliśmy to bramką, po fenomenalnej akcji indywidualnej Grosickiego. Od tej pory graliśmy jeszcze spokojniej, okresowo cofaliśmy się, szukając swoich szans w kontrataku. Wreszcie niezły mecz grał Zieliński, przebłyski dawnej formy prezentował Krychowiak. Rumuni nie byli w stanie zagrozić nam zbytnio ani przed przerwą, ani po niej. Adam Nawalka w tym meczu ochoczo sięgał po zmiany. Jedna z nich okazała się strzałem w dziesiątkę – Łukasz Teodorczyk kilka minut po wejściu na boisko zaliczył ładną akcję i podanie Lewandowskiego, które okazało się asystą. W doliczonym czasie gry nasz kapitan sam postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, dał się sfaulować w polu karnym i pewnie wykorzystał jedenastkę. Zwycięstwo 3:0 zawdzięczamy przede wszystkim swojej mądrej grze, która pozwalała nam utrzymywać kontrolę nad wydarzeniami na boisku przez całe spotkanie. 4 mecze i 10 punktów – taki bilans eliminacyjny nas zadowala.
Zmiennicy remisują
Trzy dni później mierzyliśmy się we Wrocławiu z europejskim średniakiem – kadrą Słowenii. Jeszcze przed tym meczem wolne od trenera dostali Lewandowski, Glik i Piszczek, a sam trener postawił w pierwszym składzie na wielu zmienników. Dość powiedzieć, że na szpicy swoją szansę otrzymał Teodorczyk, po lewym skrzydle biegał niegrający u siebie w klubie Kapustka, na prawej obronie oglądaliśmy Bereszyńskiego, a w środku pola Grześkowi Krychowiakowi towarzyszył debiutant, Jacek Góralski z Jagiellonii. Nie można było w tym spotkaniu spodziewać się „fajerwerków” z uwagi na nikłe zgranie poszczególnych formacji, ale i tak bramka stracona przy rzucie wolnym z 24 minuty wprawiła kibiców w konsternację. W całym spotkaniu dogodnych sytuacji do strzelanie goli było jak na lekarstwo, choć więcej z gry mieli Polacy. Potrafili to jednak udokumentować dopiero w 79 minucie, gdy świetną akcję prawym skrzydłem Błaszczykowskiego, sprytnym strzałem na gola zamienił Teodorczyk, będący w tym sezonie w fenomenalnej formie strzeleckiej. Warto przy okazji zauważyć, że wszystko, co dobre dla naszej reprezentacji, zaczęło się dziać po wprowadzeniu kilku zmian ofensywnych i wprowadzeniu właśnie między innymi Kuby i bardzo aktywnego Kamila Wilczka.
Trudno wyciągać jakieś większe wnioski ze starcia ze Słowenią. Na pewno bardzo słabo zagrał Kapustka, któremu ławka rezerwowych w Leicester daje się we znaki. Na wyróżnienie in plus zasługuje debiutant Góralski i praktycznie bezbłędny Bereszyński. Odblokował się wreszcie Teodorczyk. Miejmy nadzieję, ze z przyszłym roku będą oni cennym uzupełnieniem kadry, którą czekają trudne starcia w Czarnogórze i Danii.
Bukareszt zdobyty!
Eksperci blogów piłkarskich, takich jak Sportowy Ring, przewidywali, że spotkanie wyjazdowe z Rumunią będzie jednym z najcięższych, a jednocześnie najważniejszych meczów tych eliminacji. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego wiedzieliśmy, że Czarnogóra niespodziewanie uległa w Erewaniu Armenii 2:3, co było dla nas pomyślnym rezultatem. Spodziewając się, że Dania raczej wygra u siebie z Kazachstanem, który na wyjazdach nie błyszczy, musieliśmy wygrać, by przezimować na pozycji lidera, z trzypunktową przewagą nad Skandynawami. Okazało się, że niespodzianki w Kopenhadze nie było – Duńczycy odprawili Kazachów w stosunku 4:1, a my… zagraliśmy prawdopodobnie najlepszy mecz tych eliminacji (jak dotychczas).
Osłabieni brakiem Arka Milika Biało-Czerwoni przystąpili do tego meczu z jednym napastnikiem w składzie, którym był rzecz jasna Robert Lewandowski. Za jego plecami miał operować Piotrek Zieliński, na skrzydłach bez zmian – Grosicki z Błaszczykowskim, środek pola zabezpieczali Krychowiak z Linettym, a w obronie żelazne ustawienie – Jędrzejczyk, Pazdan, Glik, Piszczek. W bramce zobaczyliśmy Łukasza Fabiańskiego.
Spotkanie zaczęło się dla nas bardzo dobrze. Od początku graliśmy odważnie, kontrolowaliśmy przebieg gry, a w 11 minucie potwierdziliśmy to bramką, po fenomenalnej akcji indywidualnej Grosickiego. Od tej pory graliśmy jeszcze spokojniej, okresowo cofaliśmy się, szukając swoich szans w kontrataku. Wreszcie niezły mecz grał Zieliński, przebłyski dawnej formy prezentował Krychowiak. Rumuni nie byli w stanie zagrozić nam zbytnio ani przed przerwą, ani po niej. Adam Nawalka w tym meczu ochoczo sięgał po zmiany. Jedna z nich okazała się strzałem w dziesiątkę – Łukasz Teodorczyk kilka minut po wejściu na boisko zaliczył ładną akcję i podanie Lewandowskiego, które okazało się asystą. W doliczonym czasie gry nasz kapitan sam postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, dał się sfaulować w polu karnym i pewnie wykorzystał jedenastkę. Zwycięstwo 3:0 zawdzięczamy przede wszystkim swojej mądrej grze, która pozwalała nam utrzymywać kontrolę nad wydarzeniami na boisku przez całe spotkanie. 4 mecze i 10 punktów – taki bilans eliminacyjny nas zadowala.
Zmiennicy remisują
Trzy dni później mierzyliśmy się we Wrocławiu z europejskim średniakiem – kadrą Słowenii. Jeszcze przed tym meczem wolne od trenera dostali Lewandowski, Glik i Piszczek, a sam trener postawił w pierwszym składzie na wielu zmienników. Dość powiedzieć, że na szpicy swoją szansę otrzymał Teodorczyk, po lewym skrzydle biegał niegrający u siebie w klubie Kapustka, na prawej obronie oglądaliśmy Bereszyńskiego, a w środku pola Grześkowi Krychowiakowi towarzyszył debiutant, Jacek Góralski z Jagiellonii. Nie można było w tym spotkaniu spodziewać się „fajerwerków” z uwagi na nikłe zgranie poszczególnych formacji, ale i tak bramka stracona przy rzucie wolnym z 24 minuty wprawiła kibiców w konsternację. W całym spotkaniu dogodnych sytuacji do strzelanie goli było jak na lekarstwo, choć więcej z gry mieli Polacy. Potrafili to jednak udokumentować dopiero w 79 minucie, gdy świetną akcję prawym skrzydłem Błaszczykowskiego, sprytnym strzałem na gola zamienił Teodorczyk, będący w tym sezonie w fenomenalnej formie strzeleckiej. Warto przy okazji zauważyć, że wszystko, co dobre dla naszej reprezentacji, zaczęło się dziać po wprowadzeniu kilku zmian ofensywnych i wprowadzeniu właśnie między innymi Kuby i bardzo aktywnego Kamila Wilczka.
Trudno wyciągać jakieś większe wnioski ze starcia ze Słowenią. Na pewno bardzo słabo zagrał Kapustka, któremu ławka rezerwowych w Leicester daje się we znaki. Na wyróżnienie in plus zasługuje debiutant Góralski i praktycznie bezbłędny Bereszyński. Odblokował się wreszcie Teodorczyk. Miejmy nadzieję, ze z przyszłym roku będą oni cennym uzupełnieniem kadry, którą czekają trudne starcia w Czarnogórze i Danii.