Na przekór – recenzja (męski punkt widzenia)
Chyba jeszcze żadna książka nie wycisnęła ze mnie tylu łez, co powieść „Na przekór”. A jestem facetem, ci zaś podobno nie płaczą. Ale jestem też rodzicem, ojcem i chyba ta książka najbardziej poruszyła moją rodzicielską, ojcowską wrażliwość, choć powodów do lania łez jest w tej książce znacznie więcej.
Agata, matka dwojga dzieci pewnego dnia odkrywa, że z jej zdrowiem dzieje się coś złego. Po dokładnych badaniach okazuje się, że ma początki choroby Alzheimera. Ta wiadomość powoduje, że musi przewartościować swoje życie. Chcąc złapać oddech, wyjeżdża samotnie w góry, gdzie zakochuje się w niej młody mężczyzna. Agata, choć Sebastian nie jest jej obojętny, nie może przyjąć jego miłości. Wkrótce Sebastian umrze… Niedługo po jego śmierci, u trzyletniej córki Agaty zostaje zdiagnozowany złośliwy guz w mózgu. Dziecku pozostaje maksymalnie rok życia…
Czy można sobie wyobrazić większe nieszczęścia?
W powieści „Na przekór” będzie ich znacznie więcej. Ale nie jest to historia, która ma czytelnika wpędzić w otchłań depresji i braku nadziei. Przeciwnie, mimo niespotykanej ilości nieszczęśliwych zdarzeń, w życiu Agaty są też dobre chwile. To one pozwalają jej przetrwać wydarzenia, których teoretycznie człowiek by nie udźwignął. Powieść „Na przekór” kończy się… optymistycznie, na przekór wszystkim opisanym w niej zdarzeniom.
Polecam do wzruszeń i głębokiej refleksji.